WOLMED ŁÓDZKIE

Tekst Łukasza Prysińskiego, psychologa w Klinice Wolmed, ukazał się na portalu: belsport.pl

Miałem sen

Podjeżdżam pod wiejską dyskotekę, jest połowa lat dziewięćdziesiątych, gra głośna muzyka, mnóstwo ludzi tłoczy się przed wejściem do budynku Ochotniczej Straży Pożarnej, najpopularniejszego lokalu do clubbingu. Omijam małe i duże fiaty stłoczone przed bramą wjazdową i zmierzam w kierunku otwartych drzwi, za którymi połyskują rytmicznie kolorofony odbijające trzy kolory wzmocnione przez kręcące się na suficie szklane kule. Mam świadomość, że takich miejsc już nie ma, ale sen trwa. Nagle patrzę w bok, a tu w powietrzu unosi się wielki tuman kurzu na klepisku przed wejściem i grupka wyrostków kopie leżącego mężczyznę. Przyglądam się, kto to zasłużył sobie na takie lanie, mamy lata dziewięćdziesiąte dwudziestego wieku, wszystko jest możliwe: może facet przyjechał z sąsiedniej wsi bez obstawy, może zamachnął się sztachetą na któregoś z miejscowych – trudno powiedzieć. Staram się coś dostrzec w tym tumanie kurzu i z przerażeniem stwierdzam, że na ziemi poniewierany przez kopiących leży gigant światowego futbolu – Robert Lewandowski.

Odwracam głowę, żeby i mnie nie skopali i po chwili widzę biegnącą zapłakaną dziewczynę, która zakrywa uszy. Za nią podąża młody człowiek, który krzyczy, że jest gówniarą, a on sądził, że dla niego się bardziej postara i da z siebie więcej. Nie zdziwiłem się temu zanadto, mamy lata dziewięćdziesiąte dwudziestego wieku, jesteśmy pod wiejską dyskoteką, pewnie jakiś starszy chłopak jest niezadowolony ze znajomości z młodszą koleżanką i głośno wyraża swoją dezaprobatę. Kiedy jednak zapłakana dziewczyna przebiega obok mnie, zauważam, że to wschodząca gwiazda tenisa – Iga Świątek.

Już miałem wejść do budynku stwierdzając, że nic mnie nie zdziwi, gdy wtem wypada z niego duża grupa zupełnie pozbawionych karków ochroniarzy szarpiących się z kilkoma bardzo wysokimi facetami, którzy plecami do siebie starają się odepchnąć atakujących, a ci nie mogąc ich dosięgnąć, próbują kopać wysokich mężczyzn po kostkach pomstując, że są niezadowoleni z ich obecności w tym miejscu, bo ich zdaniem powinni oni teraz bez problemu grać w finale. To też mnie nie zdziwiło, mamy lata dziewięćdziesiąte dwudziestego wieku, jesteśmy na wiejskiej potańcówce, zachodnie standardy dopiero nieśmiało pukają do naszych drzwi. Normalnym jest, że wspólnie przybyła grupka chłopaków powoduje w ochroniarzy chęć szukania zaczepki i wzniecenia zadymy z gośćmi lokalu. I tu znów się zdziwiłem niezmiernie, bo kopanymi po kostkach okazali się tytani światowej siatkówki – chłopaki z Reprezentacji Polski w piłce siatkowej mężczyzn. W samym wejściu do budynku cudem uniknąłem lecącej w kierunku broniących się zawodników pustej butelki po winie. Kiedy usłyszałem brzęk pękającego o karoserię samochodu szkła – obudziłem się nagle. Okazało się, że zasnąłem przy komputerze czytając opinie niektórych dziennikarzy i wielu kibiców komentujących zmagania Euro 2020 i Olimpiady w Tokio.

Tu nie chodzi o hejt

Sceneria tego zmyślonego snu miała reprezentować wiochę i nieaktualny dziś sposób myślenia i zachowania, chciałem zestawić współczesne gwiazdy sportu z niewłaściwymi reakcjami i komentarzami dotyczącymi zmagań sportowych. Nie chodziło mi jednak o hejt, którego destrukcyjny wpływ znamy i rozumiemy. Co więcej, sportowcy całkiem nieźle radzą sobie z hejtem, uodparniają się na niego, bo jest świadomym przejawem agresji. Niestety, kibice wywierają na sportowców o wiele dalej idący wpływ.

Wydarzenia z ostatnich wielkich imprez sportowych skłoniły mnie do smutnych refleksji. Zawodowa ciekawość pcha mnie zawsze do analizy zarówno tekstów dziennikarskich jak i komentarzy Internautów, kibiców i osób postronnych. Zmagania sportowców dostarczają skrajnych emocji im samym, sztabom szkoleniowym, organizatorom zawodów i kibicom. Wśród wszystkich zawodów, olimpiada bezsprzecznie uznawana jest za najbardziej prestiżową i globalną imprezę, nie tylko ze względu na zasięg, ale z pewnością także z powodu tradycji sięgającej kilku tysięcy lat. Zmagania piłkarzy bardzo niewiele ustępują olimpiadzie. Efekt kibica odciska tu na zawodnikach silne piętno.

Efekt kibica niesłusznie przypisywany jest masie, a nie jednostkom

Opisywałem już na tym portalu wpływ różnych ważnych osób na kondycję psychiczną sportowców: trenerów, sztabów szkoleniowych, a nawet rodzin. Nie wolno jednak zapomnieć o oddziaływaniu kibiców na dusze zawodników. Oddziaływanie to jest wielowymiarowe, o wielkiej sile, zmiennej walencji, a jego skala niesłusznie przypisywana jest masie, a nie jednostkom. Zasadnym wydaje się więc poświęcenie kilku akapitów szanownym kibicom, zważywszy na to, że po trosze jesteśmy nimi prawie wszyscy, szczególnie kiedy Polka lub Polak wygra jakieś znaczące trofeum na ważnych zawodach.

Kibice są różni, bo różne mają pobudki do kibicowania. Niektórzy kochają sport, inni są patriotami i śledzą zmagania rodaków, inni marzą o swoich wielkich i małych karierach, jeszcze inni, niestety, uprawiają hazard. Z tego wielkiego tygla powstaje niby to masa, która stanowi jakoby jeden byt. Stąd między innymi kibiców na stadionie piłkarskim nazywa się dwunastym zawodnikiem. Niestety, taka perspektywa widoczna jest z daleka, z telewizji czy ekranu komputera. Kto siedział na trybunach, ten wie, że to nie jest jeden byt, tylko tysiące pojedynczych ludzi. Podobnie widzą to zawodnicy. A więc presji na zawodach nie wywierają kibice (masa), tylko tysiące kibiców na trybunach i miliony w mediach.

Co to oznacza? Zarówno w przypadku porażki, jak i sukcesu zawodnicy podejmują wielki wysiłek. Jest to wysiłek tuż pod cienką granicą niemożliwego. Tak funkcjonujący organizm nie może się czuć dobrze, co więcej, ten organizm jest na granicy wytrzymałości, zatem, po ostatnim gwizdku, gongu, po zakończeniu wyścigu, widzimy, jak sportowcy płaczą. Rozumiemy płacz przegranych, bo byli tak blisko upragnionego sukcesu. Rozumiemy tym bardziej płacz zwycięzców, bo wydaje nam się, że przekroczyli granice niemożliwego i płaczą ze szczęścia. Jest to jednak znaczące uproszczenie i błąd poznawczy. Granice przekraczają zarówno pokonani, jak i zwycięzcy, a płacz jest zawsze przejawem troski o siebie. Dotyczy to zarówno wzruszonej kobiety oglądającej w zaciszu domowym film romantyczny, jak i miss świata po usłyszeniu wyników konkursu. Tylko że ta kobieta oglądająca film powie, że łatwo się wzrusza, a miss świata pewnie powie, że cieszy się do łez. To nie jest do końca prawda i biorę odpowiedzialność za te słowa. W obu przypadkach płacz jest wyrazem rozczulenia się nad sobą, co jest zrozumiałe i częste w takich sytuacjach, ale nie oznacza radości.

W przypadku sportowców płacz to między innymi łzy organizmu doprowadzonego fizycznie i psychicznie na granicę ludzkich możliwości, łzy organizmu, który płacze nad sobą, swoim zmęczeniem, skalą zaangażowania i poświęcenia. Tu właśnie po raz kolejny pojawiają się ludzie na trybunach, ponieważ praca sportowca to również praca włożona w emocje milionów kibiców. Są to emocje bardzo wielu ludzi, a nie jednej masy ludzkiej i zawodnicy mają tego świadomość, dlatego reagują na opinie swoich wielbicieli. Opinie te są ważne, nawet jeśli są krytyczne, ale kiedy jest to agresja, kopanie i wyzywanie słowem, to zawsze boli i niczego nie buduje.

Każdy chce wygranych swoich idoli, dlatego nie ma nic złego w krytyce słabych występów naszych reprezentantów. Dlaczego jednak tak mało jest pochwał sukcesów? Uznajemy, że sukces jest dla sportowca permanentny, a porażka nie powinna mieć miejsca. Gdyby nasi świetni sportowcy słyszeli więcej słów uznania i pocieszenia oraz twórczej krytyki, to byliby jeszcze lepsi. My kibice możemy w tej sprawie wiele zdziałać, bo są nas miliony. Nie pozwólmy naszym wspaniałym sportowcom czuć się jak na tej wiejskiej dyskotece.

Zdj. pixabay.com

*Powyższa porada jest sugestią i nie zastępuje wizyty u specjalisty. W przypadku problemów ze zdrowiem należy skonsultować się z lekarzem.