WOLMED ŁÓDZKIE

Depresja to słowo, które obecnie jest tak często spotykane, że nawet dzieci je znają. Z racji tego, że termin ten odnosi się do jednej z najpowszechniejszych chorób cywilizacyjnych, pojawia się on zarówno w mediach, jak i w prywatnych rozmowach. Czy oznacza to, że od zarania dziejów ludzkość znała tę chorobę i była świadoma jej przyczyn oraz przebiegu? Odpowiedź nie jest jednoznaczna.

Pierwsze zapiski, nawiązujące do problemów ze zdrowiem psychicznym, pochodzą z drugiego tysiąclecia przed naszą erą. W środkowej Azji istniało wtedy państwo założone przez króla Hammurabiego, znane jako Babilon. Było ono bardzo rozwinięte pod względem prawa, biurokracji oraz piśmiennictwa. Dzięki temu do naszych czasów przetrwało dużo glinianych tabliczek pokrytych pismem klinowym. Jedna z nich, po przetłumaczeniu, zaskoczyła badaczy, ponieważ zawierała dość dokładny opis zaburzenia nastroju wraz z zalecanym leczeniem.

W 2013 roku na łamach Journal of the Royal Society of Medicine grupa badaczy opublikowała rezultaty analizy owej tabliczki. Wynika z niej, że chociaż termin „depresja” nie był znany babilończykom, to jednak mieli w swoim słownictwie określenia powiązane z tą chorobą. Wyrazy takie jak ašuštu (niepokój), puluhtu (nieustający lęk) oraz hīp libbi (dosłownie „załamanie umysłu”) wskazują na duże zainteresowanie ówczesnych lekarzy problemami psychicznymi.

Tekst, zawarty na wspomnianej tabliczce, rozpoczyna się od opisu sytuacji życiowej pacjenta. Może on mierzyć się w życiu z licznymi nieszczęściami, jego pola nie rodzą jęczmienia, jego niewolnicy uciekają, nęka go pomór trzody, a on wydaje polecenia, których nikt nie chce wykonywać. Dodatkowo, według opisu, ma on doświadczać drgawek, „załamania umysłu”, osłabienia, a także odczuwać gniew na króla i boga połączone z bezsennością oraz dezorientacją.

Współcześni psychiatrzy bez problemu rozpoznaliby te objawy. Po rozmowie z pacjentem i uzyskaniu dodatkowych szczegółów, mogliby zdecydować o terapii farmakologicznej połączonej z psychoterapią. Jak jednak postępowali z takimi pacjentami lekarze ze starożytnego Babilonu?

Łatwo się domyślić, że nie mieli wiedzy o tym jak działa mózg oraz jaka jest rola neuroprzekaźników. Dlatego uznali, że stan chorego jest rezultatem popadnięcia w niełaskę bóstw. Jako środek zaradczy zalecali odprawienie pewnego rytuału, który obejmował przygotowanie dwóch figurek oraz recytację odezwy do Shamasha, boga słońca oraz sprawiedliwości.

Depresja pozostawała zagadką przez kolejne stulecia. Mniej więcej w piątym wieku p.n.e. zwrócili na nią uwagę starożytni Grecy. Jakiś czas później w podręcznikach do medycyny pojawił się termin „melancholia”, który dosłownie znaczy: „czarna żółć”. Ukazywał on podejście Greków do zaburzeń psychicznych. Uznawali oni, że ich podłożem jest utrata równowagi między podstawowymi płynami ustrojowymi. Jednym z nich miała być owa czarna żółć. Hipokrates, najbardziej znany medyk z tamtego okresu, zalecał w takiej sytuacji upuszczanie krwi, kąpiele oraz ćwiczenia fizyczne połączone z odpowiednią dietą. Miało to przywrócić równowagę płynów w organizmie.

Przyglądając się zapiskom ze starożytności możemy uświadomić sobie, jak daleką drogę przebyła psychiatria. Zaburzenia, których ówcześni nie umieli w pełni opisać, obecnie są nazwane, usystematyzowane i, co najważniejsze, leczone farmakologicznie, poprzez psychoterapię lub z wykorzystaniem obydwu tych narzędzi.

*Powyższa porada jest sugestią i nie zastępuje wizyty u specjalisty. W przypadku problemów ze zdrowiem należy skonsultować się z lekarzem.