Jak poradzić sobie z kryzysem związanym ze społeczną izolacją wśród młodych ludzi? Wycofaniem, niechęcią do kontaktu z rówieśnikami, lękiem…*
Dr Łukasz Prysiński – Psycholog w Klinice Psychiatrycznej
i Terapii Uzależnień Wolmed w Dubiu k. Bełchatowa
Należy zacząć od tego, że młodzi ludzie nie znoszą lockdownu aż tak źle, jak by się mogło wydawać. Radzą sobie z tym nawet lepiej, niż dorośli. Izolacja społeczna, która w tym momencie i tak jest odczuwana w znacznie mniejszym stopniu, niż jeszcze 2-3 miesiące temu, wiąże się z tym, że młody człowiek siedzi w domu, a jego kontakt z rówieśnikami jest bardziej lub mniej ograniczony. Mowa oczywiście o kontakcie osobistym. Zostaje więc zdalny sposób komunikowania się. A to przecież nic nowego dla młodego człowieka! On w takim świecie się urodził i to nie jest dla niego problemem. Wręcz przeciwnie. Czasem problemem może być spotkanie się w grupie. Młodzi ludzie mają znacznie większą łatwość w opisywaniu emocji, tego co czują, niż mówieniu tego twarzą w twarz koledze czy przyjacielowi. Prościej wysłać „emotkę” ze smutną miną, niż powiedzieć komuś w oczy „źle się z tym czuję”, „smuci mnie to”, „mam problem”.
Osoby, które mogły przeżyć wstrząs związany z izolacją społeczną, to raczej pokolenie 40-, 50-, czy 60-latków. I jeśli w danej rodzinie dziecko będzie miało problem spowodowany wykluczeniem, to przyczynę takiego stanu rzeczy widziałbym raczej w postępowaniu rodziców, którzy nie ukrywają przed dzieckiem faktu, że są zestresowani i źle znoszą lockdown. To właśnie rodzice niejednokrotnie pracują zdalnie w domu, jednocześnie opiekują się młodszymi dziećmi, na głowie mając też zwykłe domowe obowiązki. Nie wszyscy dobrze sobie z tym radzą. Do tego dochodzi strach o starszych, schorowanych własnych rodziców, szczególnie narażonych na zakażenie koronawirusem. Pojawia się stres, który z czasem przelewany jest na dzieci. Efekt? One też źle zaczynają znosić lockdown i po prostu są zalęknione.
Dlatego w tym miejscu duża uwaga do rodziców – zastanówmy się, co mówimy przy dzieciach, uważajmy na swoje zachowanie. Jeśli pokażemy, że się boimy, że zaistniała sytuacja nas przerasta, zacznie ona stanowić problem także dla dzieci, które od początku wcale tak tego nie postrzegały. Przeżywajmy to bardziej dojrzale, nie przelewając problemów na dzieci.
Może oczywiście dojść do sytuacji, w której wyjątkowo wrażliwy młody człowiek zacznie odczuwać ogromny niepokój i dyskomfort z powodu zaistniałej sytuacji. Wówczas niezmiernie ważne będzie wsparcie rodziców, z czasem także rówieśników. Dziecku należy dodać odwagi, by komunikowało uczucia, mówiło lub pisało o nich. Skłaniajmy je do tego, by nie wstydziło się powiedzieć, że się boi, czuje się zagrożone. Młodzi ludzie za wszelką cenę chcą być odważni, a to nie tędy droga. Mają także prawo do tego, by się bać, czuć się zagrożonym, i to z różnych powodów. Nazwanie uczuć, problemu to jest już szansa i okazja do rozmowy. Pamiętajmy, że w sytuacji, gdy dojdzie do diametralnej zmiany zachowania dziecka, szczególnie nawyków, a także zmiana rytmu dobowego, diety, zainteresowań lub wręcz charakteru, należy zastanowić się nad kontaktem z psychiatrą lub psychologiem. Znacząca zmiana egzystencjalna u młodego człowieka może być sygnałem niebezpiecznej depresji maskowanej. Do sytuacji należy podejść z należytą powagą, ponieważ młodzież i dzieci, które nie radzą sobie z problemami, mogą próbować targnąć się na swoje życie.
* Tekst ukazał się w Tygodniku „Niedziela” (lipiec, 2020r.)
* Powyższa porada jest sugestią i nie zastępuje wizyty u specjalisty. W przypadku problemów ze zdrowiem należy skonsultować się z lekarzem.
*Powyższa porada jest sugestią i nie zastępuje wizyty u specjalisty. W przypadku problemów ze zdrowiem należy skonsultować się z lekarzem.